Zagadkowa Beata Kowalczyk. Zdradziła plany, ale tylko te najbliższe
Beata Kowalczyk była jedną z najbardziej zaangażowanych zawodniczek w ratowanie upadającej z wielkim hukiem Arki Gdynia. Po wycofaniu klubu z PGNiG Superligi Kobiet bramkarka pozostała bez pracy. Jak się okazało, nie na długo.
- Myślę, że teraz nie jest dzień na to, by o takich rzeczach rozmawiać (o pracy szkoleniowca - dop. red.). Na pewno jest to moim jakimś tam marzeniem. Na tę chwilę gram dla zespołu z Gdyni i chciałabym jako bramkarka jak najbardziej pomóc i współpracować z zespołem - oznajmiła w wywiadzie udzielonym w październiku zeszłego roku.
Jedna z najlepszych bramkarek w Polsce postanowiła wrócić do rodzinnego Nowego Sącza. Tam przyjęto ją z wielką ochotą. Od grudnia zajęła miejsce na ławce trenerskiej obok Lucyny Zygmunt. W jej debiucie Olimpia-Beskid ograła na wyjeździe Varsovię Warszawa 34:32 i to pomimo bardzo wąskiego składu (w protokole wpisano zaledwie 11 nazwisk, z czego 2 zawodniczki nie zagrały ani minuty).
Nowosądeczanki kontynuują dobrą passę. Zwyciężyły także pierwsze spotkanie w 2019 roku, a tym samym już trzecie z rzędu. Tym razem pokonały we własnej hali SPR Sośnicę Gliwice 22:18 i dzięki trzem punktom awansowały już na szóstą lokatę w rozgrywkach pierwszej ligi w grupie B. Świeżo upieczonej pani szkoleniowiec pogratulował za pośrednictwem portalu społecznościowego sam Marcin Markuszewski, pod wodzą którego trenowała w Gdyni.
Markuszewski pozostał z kolei na Pomorzu. W chwili obecnej nie pracuje z żadną drużyną. Kowalczyk zaś zapytana na koniec, czy to oznacza, że zawiesiła buty na kołku, odpowiedziała z dużym spokojem. - Trudno powiedzieć, co się jeszcze wydarzy w najbliższym czasie. Kolejny sezon zaczyna się w lipcu - rzuciła tajemniczo była reprezentantka Polski.
ZOBACZ WIDEO Kulisy wyboru na najlepszego polskiego sportowca. "Kurek objął prowadzenie dwie minuty przed końcem"Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.