Kampania prezydencka podczas F1? Trump pojawił się na GP Miami

Przed paroma dniami pojawiły się informacje, że Republikanie chcą zbierać datki na kampanię prezydencką Donalda Trumpa podczas GP Miami. F1 zagroziła jednemu z biznesmenów poważnymi konsekwencjami, ale Trump w niedzielę i tak zjawił się na wyścigu.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Donald Trump PAP/EPA / Mark Peterson / Na zdjęciu: Donald Trump
Przed tygodniem "Washington Post" ujawnił, że Republikanie podczas GP Miami chcieli zbierać środki na kampanię wyborczą Donalda Trumpa. W tym celu biznesmen Steve Witkoff wynajął lożę VIP na torze wybudowanym wokół Hard Rock Stadium. Wieloletni przyjaciel Trumpa oczekiwał 250 tys. dolarów od każdego gościa za możliwość oglądania wyścigu Formuły 1 w jego towarzystwie.

Witkoff obiecywał znajomym, że nie tylko obejrzą wyścig F1 wraz z Trumpem, ale też będą mogli liczyć na przelot śmigłowcem nad Miami. W żadnym momencie nie wspominał jednak, że zebrane w ten sposób pieniądze przekazane zostaną na kampanię prezydencką. Jego plany storpedowała jednak Formuła 1.

"Dotarła do nas informacja, że możesz wykorzystać swoją lożę w Paddock Club do celów politycznych, a mianowicie do zbierania pieniędzy na wybory prezydencie i oczekujesz po 250 tys. dolarów od osoby. To wyraźnie narusza umowę licencyjną F1 i GP Miami" - napisali organizatorzy wyścigu do Witkoffa.

ZOBACZ WIDEO: Lebiediew szczery do bólu. "Nie umiem tam jeździć"

"Jeśli to prawda, z przykrością informujemy, że twoja licencja na lożę zostanie cofnięta, nie będziesz mógł uczestniczyć w wyścigu, a my zwrócimy ci pełną kwotę wydaną na ten cel - dodali promotorzy GP Miami. Witkoff w rozmowie z "Washington Post" stwierdził, że informacja o zbiórce pieniędzy na kampanię Trumpa jest "fake newsem", po czym zakończył połączenie.

Nie wiadomo, czy Witkoff zrezygnował ze zbierania funduszy na rzecz Trumpa po liście od szefów F1, ale były prezydent Stanów Zjednoczonych i kandydat Republikanów w listopadowych wyborach ostatecznie pojawił się na GP Miami. 77-latek był obecny m.in. w garażu McLarena, gdzie rozmawiał z szefem firmy z Woking. Zak Brown jest Amerykaninem, który od lat działa w motorsporcie.

Kandydat Republikanów rozmawiał też z szefem F1 - Stefano Domenicalim oraz prezydentem FIA - Mohammedem ben Sulayemem.

- Podczas tego wydarzenia nie będzie żadnej zbiórki funduszy na kogokolwiek. Ten wyścig ma na celu zbliżanie ludzi i wszystkich serdecznie tutaj witamy. Nie kontrolujemy listy gości, którzy wykupują loże i apartamenty na torze. Chcemy, aby wszyscy cieszyli się F1 i chcemy, aby było to wspaniałe widowisko. Nie chcemy, aby GP Miami było wykorzystywane do celów politycznych - oświadczył Tom Garfinkel, dyrektor generalny Hard Rock Stadium, cytowany przez Yahoo Sport.

Czytaj także:
- Alonso uderza w Hamiltona i sędziów. "Nie dostanie kary, bo nie jest Hiszpanem"
- 17-latek w F1? Dokumenty złożone

Czy jesteś zaskoczony obecnością Donalda Trumpa na GP Miami?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×