Kosmiczny konkurs skoku o tyczce. Polacy mogli patrzeć z zazdrością

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Piotr Lisek
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Piotr Lisek
zdjęcie autora artykułu

Tyczkarze dali kibicom wielkie show podczas finału lekkoatletycznych mistrzostw świata w Budapeszcie. Z zazdrością na rywali mogli spoglądać Piotr Lisek oraz Robert Sobera.

Dwóch reprezentantów Polski przystąpiło w sobotni wieczór do finału skoku o tyczce podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata. Niespodziewanie awans do tego etapu wywalczył Robert Sobera, po raz kolejny na wielkiej imprezie zaprezentował się Piotr Lisek, a na etapie eliminacji odpadł ostatni polski mistrz świata w skoku o tyczce - Paweł Wojciechowski.

Zarówno Lisek, jak i Sobera pewnie zaliczyli pierwszą wysokość 5,55 m, ale ta nie sprawił problemu żadnemu z finalistów. Następnie poprzeczka powędrowała na 5,75 m i okazała się nie do przeskoczenia dla Sobery.

- Nie mam do siebie pretensji, bo zrobiłem tutaj mój plan minimum, dostając się do finału. Nawet to było takie niespodziewane. Żałuję, że w finale nie udało mi się powalczyć lepiej - powiedział przed kamerą TVP Sport.

5,75 m sprawiło też dużo problemów Liskowi, bo ten przeskoczył poprzeczkę dopiero w trzeciej próbie. Dwie zrzutki nie zwiastowały niczego dobrego i to niestety się potwierdziło. Polak najpierw zrzucił 5,85 m, a później postawił wszystko na jedną kartę - przeniósł dwie pozostałe próby na 5,90. Ale to było dla niego zbyt dużo.

Lisek i Sobera mogli tylko z zazdrością patrzeć na to, co robią rywale. A robili rzeczy wielkie. Po raz pierwszy w historii aż pięciu zawodników w finale zaliczyło 5,90 m. Chwilę później czterej faworyci - Armand Duplantis, Ernest John Obiena, Christopher Nilsen i Kurtis Marschall - pokonali w pierwszej próbie 5,95 m.

ZOBACZ WIDEO: Zobacz, co dostała do jedzenia Natalia Kaczmarek. "To jest mięso?"

Duplantis po raz kolejny był jednak nieuchwytny dla rywali. Z łatwością pokonał 6,00 m. To samo - z trudem - uczynił Obiena i wiedział, że w najgorszym przypadku skończy ze srebrem. Tak też się stało, bo Szwed najpierw przefrunął nad poprzeczką zawieszoną na 6,05 m, a później to samo zrobił z 6,10 m. Na koniec zaatakował jeszcze rekord świata (6,23 m), ale musiał obejść się smakiem.

- Niesamowity konkurs. Wiedzieliśmy, że będzie wysokie skakanie, nie myliśmy się. Cieszę się, że byłem tutaj - mówi przed kamerą TVP Sport Piotr Lisek.

Czytaj także: Polak przyłapał Amerykanki na złamaniu przepisów. Finał sprawy zaskakuje

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (4)
avatar
bodekw
27.08.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lisek to już emeryt i powinien na tą emeryturę już przejść bo męczy się facet strasznie. Szans na skoki w pobliże 5,90 nie ma już od dawna , a wożenie się na starych wynikach nie ma sensu.  
avatar
Katon el Gordo
27.08.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Polacy tłem.  
avatar
Haszysz
26.08.2023
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Kolejna dyscyplina, gdzie świat nam odjeżdża. Miło się patrzy jak najlepsi lekko skaczą wysoko bez zbędnej napinki. Nasi sportowycy wyglądali przy nich na mocno zestresowanych a same skoki przy Czytaj całość
avatar
yes
26.08.2023
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
O co anonimowi chodzi z tym show?? Są to przecież zawody sportowe, a nie cyrk lub jakiś kabaret. Czytaj całość