Legia ma godnego następcę Boruca. Zagrał w Neapolu mecz życia

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Cezary Miszta
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Cezary Miszta
zdjęcie autora artykułu

Nie ma skończonych 20 lat, a z gigantem bronił jak rutyniarz. Wyjazd do Neapolu dla Cezarego Miszty to przełomowy moment w jego karierze. Potrafił rozczarować, a teraz wskoczył na wyższy poziom, z którego nie powinien spaść.

Legia Warszawa potrafiła wyprodukować znakomitych bramkarzy, którzy przez lata stali się ważnym elementem reprezentacji Polski. Pojawił się u niej kolejny talent, który błysnął w najtrudniejszym spotkaniu. Gdyby nie jego postawa, skończyłoby się gorzej. Cezary Miszta zdecydowanie uratował skórę Legii w meczu z SSC Napoli w Lidze Europy (0:3). Interwencjami klasy światowej dał sygnał, że Artur Boruc jako król może spokojnie abdykować. Skauci z Zachodu mogą zwrócić na niego uwagę, bo takie spotkania to nie jest dzieło przypadku.

Nastolatek jak rutyniarz

Kontuzja Boruca daje pole do popisu dwóm młodym bramkarzom "Wojskowych" - Cezaremu Miszcie i Kacprowi Tobiaszowi. "Król Artur" pomaga im na treningach, jak tylko może, ale jest też odczuwalna rywalizacja w składzie. Czesław Michniewicz nieraz pokazywał, że nie boi się stawiać na młodych zawodników. W przypadku bramkarzy teraz nie ma innego wyjścia, ale to jedynie wydaje się być naprawdę dobrą drogą.

Miszta nie ma jeszcze skończonych 20 lat (urodziny ma 30 października), a w bramce w Neapolu wyczyniał najprawdziwsze cuda. Wyciągał bombę za bombą, dobitkę za dobitką, sporo piłek było dość niewygodnych dla niego. Wydawało się, że jest jak ściana nie do rozbicia. Włoskie media podkreślały, że "z minuty na minutę stawał się koszmarem".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinami

"Jego nazwisko to Miszta, co w złowieszczy sposób przypomina bramkarza Malizię z Perugii, który 40 lat temu zmusił Napoli do samobójstwa w środku walki o Scudetto" - czytamy na stronie ilnapolista.it.

Obrona Legii pękła w 76. minucie, razem z nią pewność siebie zaczął gubić też Miszta. Jednak gdyby nie on, "Wojskowi" mogliby zostać całkowicie rozbici dużo wcześniej.

- Jest mi przykro, że tak zakończył się mecz. Były dobre interwencje, lecz to widocznie okazało się za mało. Jesteśmy Legią, patrzymy na każdy kolejny mecz jako ten, który musimy wygrać - oceniał młody bramkarz dla Viaplay.

Gra Legii w Lidze Europy to wyjątkowa przygoda dla Miszty. Gdy "Wojskowi" wygrali z Leicester City, nie krył wzruszenia, choć z drugiej strony stara się być skromnym. Wie, że mu wcześniej nie wychodziło. Zrobił w mgnieniu oka ogromny krok do przodu w swojej karierze, a mimo to nie popada w hurraoptymizm.

- Oczy zaszkliły mi się od razu po meczu. A to, że kibice skandowali moje nazwisko, to jest dla mnie naprawdę wielka sprawa. Jestem legionistą od dziecka i zawsze marzyłem, żeby grać w tym klubie. Zrobiłem to, co musiałem. Fajnie, że udało się pomóc. Cieszę się też, że trener mi zaufał po paru nieudanych meczach - stwierdził w rozmowie z TVP Sport po starciu z "Lisami".

"Jak wytrzyma, to jest kozak"

Miszta ma w tej chwili idealne warunki do rozwoju, by wybić się na Zachód i zostać bramkarzem co najmniej europejskiej klasy. Wychodząc od walorów fizycznych (wzrost, wyskok i zasięg rąk), przez umiejętności i młody wiek, dochodzimy do środowiska, w jakim się znajduje. Jeden z największych klubów w Polsce, czyli bardzo dobra furtka do lepszej ligi. Jednocześnie uczy się grać pod dużą presją, jaka ciąży na piłkarzach występujących przy Łazienkowskiej 3.

Co prawda wcześniej obawiano się o Misztę, czy z tak ogromnym wyzwaniem wytrzyma mentalnie. Ostatecznie był w stanie zatrzymać Leicester, napsuł krwi Napoli, a to w przyszłości może tylko zaprocentować. Nie ustrzegł się błędów, zdarzały mu się techniczne niedociągnięcia. Źle wybijał piłkę, niedokładnie piąstkował. Powinien jednak wyciągnąć odpowiednie wnioski.

- Bramkarz, nawet popełniając błędy, innymi interwencjami musi pokazywać klasę. Miszta musi sobie wszystko poukładać i uwierzyć w swoje umiejętności, wyrzucić pomyłki z głowy, inaczej to nie będzie działało. Jak wytrzyma ciśnienie, to znaczy, że jest kozak i kiedyś będzie grał wysoko - komentował pod koniec września były bramkarz Legii Jacek Kazimierski dla legia.net.

Maciej Szczęsny zwiastował dla sport.pl, że wyjazd do Neapolu może być przełomowy dla Miszty i się nie mylił. Jego bardzo dobry występ daje też dylemat prezesowi Dariuszowi Mioduskiemu. Może albo próbować go zatrzymać, by zrobić z niego ikonę klubu na lata, albo sprzedać go do silniejszego zespołu za grube miliony. Wygra albo idea, albo pieniądz.

W trakcie retransmisji stacja TVP Sport opublikowała skrót z meczu Napoli - Legia, którego lwią część stanowią fenomenalne interwencje Miszty. Takie mecze nie są przypadkiem. Dają duże perspektywy na przyszłość, ale jednocześnie wytwarzają większą presję. W najbliższych tygodniach Miszta może tylko potwierdzić, że złapał flow i ma "to coś".

Czytaj też: Włosi docenili piłkarza Legii Trener Napoli wskazał klucz do wygranej

Źródło artykułu: