Kosmiczny comeback Robertsona. Australijczyk zdobył potrójną koronę!

Dreszczowiec z happy endem zafundował swoim fanom Neil Robertson w finale UK Championship. Australijczyk przegrywał już 1:5, ale zdołał się odrodzić i ostatecznie pokonał Marka Selby'ego 10:7.

Grzegorz Lemański
Grzegorz Lemański

Aktualny lider światowego rankingu na początku finałowego pojedynku nie potwierdzał wysokiej dyspozycji, jaką prezentował we wcześniejszych rundach UK Championship. Wyraźnie przestraszony stawką spotkania i zdeprymowany nieprzychylnością miejscowych kibiców popełniał proste błędy, często zostawiając rywalowi dogodną okazję do rozpoczęcia brejka. Z pierwszych pięciu frejmów Robertson dłuższą chwilę przy stole spędził tylko w drugiej partii, którą wygrał 76:0. W pozostałych był cieniem doświadczonego Anglika, wbijając zaledwie... sześć bil.

Gdy wydawało się, że losy finałowego pojedynku rozstrzygną się już w sesji popołudniowej, Australijczyk roku nagle przypomniał sobie jak się gra w snookera. Najpierw, mimo fatalnego błędu przy stanie 54:0, zdołał odnieść zwycięstwo w partii siódmej, by tuż przed przerwą wbić jeszcze 56. w sezonie stupunktowego brejka.

Neil Robertson z okazałym pucharem za zwycięstwo w UK Championship. /fot. World Snooker Neil Robertson z okazałym pucharem za zwycięstwo w UK Championship. /fot. World Snooker
Kolejny etap pościgu kibice obejrzeli już w sesji wieczornej. Inauguracyjną partię zdołał co prawda wygrać Mark Selby, ale później mógł tylko usiąść na swoim krześle i przyglądać się popisom byłego mistrza świata z 2010 roku. Australijczyk najpierw na raty wygrał dziesiątą partię, by następnie wrzucić piąty bieg i popisać się dwoma, stupunktowymi brejkami (odpowiednio 122 i 132 punkty). Od stanu 3:6 Robertson wygrał łącznie pięć frejmów z rzędu, doprowadzając do wyniku 8:6.

Kulminacyjny moment całego spotkania nastąpił jednak dopiero w szesnastej partii. Po zwycięstwie we wcześniejszym frejmie Selby był bowiem bliski doprowadzenia do wyrównania i powrotu do walki o wymarzone trofeum. Wykorzystując błąd Robertsona na robiącej różowej doświadczony Anglik doszedł do stanu 47:52, by popełnić fatalny błąd na czarnej bili, która zamiast wpaść do kieszeni... zatrzymała się w trupie.

Ostatecznie partię wygrał więc Australijczyk, który kilkanaście minut później mógł cieszyć się również z triumfu w całym turnieju.

- Jeszcze nigdy po zakończonym turnieju nie targały mną takie emocje. Po raz pierwszy mam łzy w oczach - mówił kilka chwil po meczu Neil Robertson. - W pierwszej części pojedynku wyraźnie nie mogłem złapać właściwego rytmu gry. Mark jest mistrzem, jeśli chodzi o taktyczną rozgrywkę i dzisiaj to udowodnił. W drugiej sesji zagrałem już jednak swojego najlepszego snookera - pozytywnego, szybkiego i agresywnego. Wszystko działało perfekcyjnie. 

Za zwycięstwo w UK Championship Australijczyk otrzymał okazałe trofeum oraz czek na 150 tys. funtów. Wygranej w tym elitarnym turnieju pozwoliła mu również dołączyć do wąskiego grona zawodników, którzy w swojej karierze zdobyli potrójną koronę, czyli triumfowali we wszystkich turniejach "wielkoszlemowych" (Mistrzostwa świata, UK Championship, Masters). Mark Selby na pocieszenie otrzymał natomiast medal oraz trzy czeki: na 70 tys. funtów za udział w finale, 55 tys. funtów za maksymalnego brejka oraz 4 tys. funtów za najwyższego brejka w turnieju.

Kolejne zawody z udziałem najlepszych zawodników na świecie odbędą się już za niecały miesiąc. Wówczas snookerzyści zmierzą się w zaproszeniowym turnieju Championship League, którego stawką jest dzika karta do przyszłorocznej Premier League. Oczy wszystkich kibiców powoli kierują się już jednak na Alexandra Palace w Londynie, gdzie 12 stycznia rozpocznie się turniej Masters, z udziałem najlepszej piętnastki światowego rankingu i mistrza świata - Ronniego O'Sullivana.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×