Żużel. Australia z dużymi szansami na złoto w Drużynowym Pucharze Świata? "Musimy zrobić to, co w barażu"
Wyjątkowo jednostronnie wyglądał piątkowy baraż tegorocznego Drużynowego Pucharu Świata. Australijczycy w 20 wyścigach stracili tylko sześć punktów i o aż 19 wyprzedzili Szwedów. W tej formie z pewnością zespół ten jest w stanie powalczyć o złoto.
- Występ tej drużyny był wyjątkowy, jednak wykonaliśmy dopiero połowę zadania. Zapewnienie sobie udziału w barażu po przegraniu półfinału jednym punktem, tamtego dnia trochę bolało. Długoterminowo wyświadczyło nam to jednak ogromną przysługę. Dało nam to więcej czasu na torze i trochę bardziej mogliśmy wykorzystać kevlary (uśmiech). Ogólnie dało nam to lepsze wyczucie całej tej imprezy - mówił Mark Lemon, po wygranym bardzo pewnie barażu DPŚ.
W środowym półfinale, minimalnie przegranym z Danią, nie wszyscy zawodnicy jechali na miarę swoich możliwości. W piątek natomiast wyraźnie poprawili się Max Fricke i Jason Doyle, przez co awans Australijczyków do finału ani przez moment nie był zagrożony.
Główne zadanie nadal jest do wykonania
- Po środowym półfinale od razu mieliśmy odprawę i wiedzieliśmy, że pojedziemy jeszcze raz. Sądzę, że chłopaki dużo nauczyli się ze środowego turnieju. Pokazali, że wiedzą, o co toczy się gra i udowodnili to na torze. Ich występ był naprawdę bardzo imponujący - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO: Kto pracodawcą Barona w przyszłym sezonie? Marek Cieślak podał zaskakujący typReprezentacja Australii w barażu Drużynowego Pucharu Świata zaprezentowała wyjątkowy pokaz siły. Przy takiej dyspozycji ich szanse na złoto wcale nie są małe, a wszyscy rywale powinni bardzo uważać na ten zespół. Lemon zaznacza jednak, że zadanie główne nie zostało jeszcze wykonane.
W składzie Australii znaleźli się m.in. bracia Jack i Chris Holderowie. To niecodzienna sytuacja, to której w ostatnich latach nie dochodziło. Aktualny stały uczestnik cyklu SGP cieszy się z takiego obrotu sprawy.
- To naprawdę świetne uczucie. Nie ma wielu braci, którzy mogą powiedzieć, że jeździli dla swojego kraju i cieszę się, że Chris jest tutaj ze mną - mówił o obecności swojego brata w kadrze Jack Holder.
Zawodnik Platinum Motoru Lublin nie mógł narzekać na cokolwiek, jeśli chodzi o występ jego i kolegów z reprezentacji. Wszyscy przed turniejem natomiast wiedzieli, o co toczy się gra.
- Tak naprawdę jako drużyna nie mogliśmy prosić o nic więcej. Spoczywała na nas presja większa niż w czasie jakiegokolwiek innego wieczoru. To była sytuacja z tych "być, albo nie być". Wszyscy z chłopaków byli w naprawdę wielkim gazie - dodał.
W sprzęcie nie dokonywał zmian
Jeśli chodzi o ustawienia sprzętu, to młodszy z Holderów wiele nie zmieniał, w stosunku do środowego półfinału. Sporych korekt dokonali natomiast Jason Doyle i Max Fricke, a ich postawa na torze była zdecydowanie lepsza niż podczas poprzedniego występu we Wrocławiu.
- Sam miałem bardzo podobne ustawienia do tych, które stosowałem w półfinale, jednak "Doyley" i Max zmienili wszystko, co zadziałało świetnie. Jaimon był dobry, podobnie Chris. Dobrze się wyśpimy i w sobotę wrócimy, aby znowu pojechać na pełen gaz - skomentował Jack Holder.- Właśnie po to tu jestem. Moim jedynym celem jest zdobycie złota. Przed laty mieliśmy kilka naprawdę dobrych występów podczas rywalizacji w tej imprezie i trudno pomyśleć, że było to tak dawno temu. Wówczas jednak nie udało nam się osiągnąć sukcesu. Musieliśmy po prostu przebrnąć przez ten dzień, a i tak wszystko rozstrzygnie się w sobotnim finale. Mamy za zadanie po prostu wyjechać, zrobić to, co udało nam się tego wieczoru i naciskać na pozostałe drużyny. Jesteśmy tak mocni, jak pozostali rywale - mówił przed sobotnim finałem Chris Holder.
Kluczowym dla tak dobrego wyniku było wspomniane "przebudzenie" dwóch kolegów z drużyny. Na szczęście odzyskali oni prędkość i pokazali na torze, na co ich stać.
- Będziemy to kontynuować. Nikt jeszcze niczego nie wygrał do sobotniego wieczoru. Musimy wyjechać, wykonać tę samą robotę, ale pomaga to, gdy wszyscy z chłopaków są w formie. Ten wieczór był naprawdę dobrym momentem dla "Doyleya" i Maxa, aby odzyskali oni prędkość i wyglądają teraz naprawdę dobrze - pochwalił kolegów starszy z Holderów.
Czuł się niemal jak debiutant
Aby w sobotni wieczór myśleć o pełnym sukcesie i triumfie w tegorocznej edycji DPŚ należy być w pełni skoncentrowanym od początku do końca. Dodatkowym atutem jest bez wątpienia pewność siebie, a tej po piątkowym występie nie może brakować w szeregach Australijczyków.
- Jeśli mamy zamiar zdobyć złoto, musimy zrobić to, co w barażu. Przez cały czas byliśmy silnym zespołem, a gdy wszyscy jesteśmy w formie, powinniśmy ponownie to pokazać. To było coś dobrego. Każdy z nas ma sporą pewność siebie i to jedna ważna część, która jest już wykonana. Reszta będzie do zrobienia w sobotni wieczór - dodał.- Czułem się, jakby to był mój pierwszy Drużynowy Puchar Świata i jakby trener dopiero co powołał mnie do drużyny. Byłem przez to bardziej zdenerwowany. Chłopaki dosłownie "latali", gdy pojawiłem się na torze i myślałem, abym to nie ja był tym, który przyjedzie na ostatnim miejscu (uśmiech). Czasami dosyć trudno jest wyjeżdżać na tor w dowolnym momencie zawodów, tym razem jednak wyszło to całkiem dobrze - zakończył Chris Holder.
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Menadżer rozczarowany postawą swojej drużyny. Jej lider mówi o... dumie
Poznaliśmy listy startowe eliminacji Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>