Andrzej Witkowski: Zdrowego rozsądku nie da się zapisać w regulaminie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Od kilkunastu dni znamy skład nowej Głównej Komisji Sportu Żużlowego. O poprzedniej kadencji Komisji i problemach polskiego żużla rozmawialiśmy z prezesem PZM - Andrzejem Witkowskim.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Ostatnia kadencja w wykonaniu Głównej Komisji Sportu Żużlowego spełniła pana oczekiwania?

Andrzej Witkowski: Trzeba rozpocząć od tego, że ostatnie cztery lata nie były łatwe dla GKSŻ. Po pierwsze z powodu ogólnej sytuacji finansowej klubów i braku stabilności organizacyjnej, która powodowała, że do samego końca GKSŻ nie wiedziała, ile ostatecznie zespołów przejdzie proces licencyjny. GKSŻ w mojej ocenie dobrze poradziła sobie z tym problemem. Druga pozytywna sprawa to sposób, w jaki komisja zajęła się reprezentacją Polski. Kiedyś były to jeden - dwa występy w sezonie. Obecnie dzięki działalności Piotra Szymańskiego i jego współpracowników jest więcej spotkań towarzyskich, a to powinno cieszyć kibiców. Walczymy o coś, co nazywa się marką reprezentacji. Warto też zauważyć, że reprezentacja ma solidnego sponsora. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie do końca został wypracowany model współpracy z sędziami. Trzeba dopracować system szkoleń, bo wpadek w minionym sezonie było za dużo. Najlepsi powinni zostać docenieni. To będzie główne zadanie dla nowej Komisji, po której sobie wiele obiecuję. Pojawili się w niej fachowcy. Jan Ząbik ma odpowiadać za szkolenie młodzieży, Dariusz Cieślak za regulaminy i wreszcie Leszek Demski za oceny sędziów. Dużo obiecuje sobie po tej komisji i liczę, że zwiększenie ilości jej członków przyniesie pozytywne efekty. To będzie duże wyzwanie. Liczę, że uda się przede wszystkim utrzymać obecny poziom opieki na reprezentacjami Polski. Sprawą nadrzędną jest kwestia bezpieczeństwa. Chodzi o polepszenie pracy komisarzy torów, ale przede wszystkim stanowczość w egzekwowaniu od klubów montażu nowych, bezpieczniejszych band. Tego oczekuję od nowej GKSŻ.

Nasza analiza wykazała, że praktycznie pominięto kwestię szkolenia młodzieży i trenerów. Ten obszar nie wymaga zdecydowanych działań GKSŻ?

- Warto zaznaczyć, że to właśnie w minionej kadencji podjęliśmy współpracę z trenerem kadry juniorów - Rafałem Dobruckim. Najpierw współpracował z Markiem Cieślakiem, później prowadził kadrę samodzielnie. Myślę, że wyniki i tytuły mistrzowskie potwierdzają, że to był dobry wybór. W zakresie młodzieży mówiłbym zatem w kategoriach sukcesu.

Nie mówimy o kadrze tylko o systemie szkolenia młodzieży. Czymś, co GKSŻ miała zapisane w swojej strategii wśród priorytetowych celów do realizacji w minionej kadencji.

- Jeżeli tak było, to faktycznie w tym zakresie GKSŻ nie ma osiągnięć.

Mówi pan o tym, że nowa GKSŻ daje nadzieję na przyszłość ze względu na większą liczbę osób wchodzących w jej skład. Nie uważa pan, że zmian wymaga nie tyle liczebność, co jakość działania komisji?

- Kluczowe w moim odczuciu jest po pierwsze właściwe podzielenie zadań pomiędzy poszczególnych członków i ich sumienna realizacja tych zadań. Opinia publiczna musi wiedzieć kto i za co odpowiada. Trzeba również odpowiednio informować opinię publiczną o wynikach działalności komisji. Być może dobrym posunięciem byłoby wprowadzenie konieczności corocznych raportów ze strony komisji. Trzeba się także zastanowić, czy nie warto powołać instytucję rzecznika prasowego, który we właściwy sposób informowałby o efektach działalności komisji.

Sami członkowie GKSŻ podkreślają, że zmiany wymaga sposób jej funkcjonowania. Społeczny charakter działalności powoduje, że nie mogą oni w stu procentach poświęcić się na rzecz komisji. Czy w najbliższym czasie PZM przewiduje zmiany w tym zakresie?

- Członkom zwracamy koszty i nagradzamy ich premiami za działalność. W tym zakresie nie mogą chyba narzekać.

Nie chodzi chyba o kwestie finansowe, ale to, czy znajdą się osoby, które będą odpowiedzialne etatowo za rozwój polskiego żużla?

- Za bardzo znam nasze środowisko, aby ten temat przeszedł. Zarząd Ekstraligi to dwie osoby na etacie, a mimo to kluby wypominają, że to osoby żyjące na ich koszt. Jestem przekonany, że tak samo byłoby w komisji. Tutaj potrzeba osób, które są w stanie się poświęcić dla żużla, a ich pasja i zaangażowanie dadzą odpowiednie efekty.

W odczuciu kibiców GKSŻ odpowiada za wszystko co związane z żużlem. Wspomina pan między innymi o zadłużeniu klubów. Czy to właśnie GKSŻ jako organ opiniotwórczy nie powinna wnioskować o zmianę regulaminu licencyjnego w tym zakresie?

- Powinna zarówno GKSŻ, jak i Speedway Ekstraliga i nad tym pracują. Wiem, że jest idea powołania w ramach komisji zespołu do spraw zmian regulaminowych. Chęć uczestnictwa w nim zgłosił między innymi Andrzej Rusko. Te zmiany mają dotyczyć także kwestii finansowych. Tylko też trzeba wziąć pod uwagę fakt, że nie mamy wpływu na to, kto zostaje prezesem klubu. Przyjmujemy z dobrodziejstwem inwentarza to, w jaki sposób wybrano władze klubu. Nie mamy władzy absolutnej, która dawałaby możliwość powiedzenia, że na tego zawodnika klub stać, a na innego nie. Wszystko sprowadza się do kwestii zdrowego rozsądku i właściwego gospodarowania finansami.

GKSŻ z pewnością nie powinna ingerować w autonomię klubów, ale powinna już zaostrzać kryteria finansowe dla klubów tak, aby nie dochodziło do sytuacji, że w kolejnym roku kalendarzowym spłacane są zadłużenia z minionego okresu. W świetle tych przepisów dopiero na krótko przed startem rozgrywek dowiadujemy się o ostatecznym kształcie lig. Czy to nie destabilizuje klubów?

- Działalność klubów w dużej mierze opiera się na wsparciu samorządów. Co mamy zrobić, jak dzwoni prezydent miasta i mówi, że na 30 listopada klub nie ma pieniędzy i z miasta ich nie dostanie, ale może liczyć na wsparcie na początku nowego roku w ramach budżetu na 2016? Zależy nam na tym, żeby utrzymywać ośrodki, a nie je tracić. W tym zakresie musimy być bardzo elastyczni. Nie mamy tak jak w piłce nożnej kilku tysięcy klubów, tylko jest ich niewiele ponad dwadzieścia. Dlatego musimy być bardziej tolerancyjni.

Ta tolerancja doprowadziła do tego, że na przestrzeni lat liczba klubów zmalała. Opisany przez pana mechanizm wsparcia ze strony miasta powoduje, że z pieniędzy przyznanych na nowy sezon spłaca się zadłużenie z poprzedniego sezonu. W ten sposób w nowym sezonie znowu zabraknie pieniędzy, bo zostały wydane na zamknięcie poprzedniego roku. Czy właśnie nie na tym polega patologia polskiego żużla?

- Trzeba określić, jaki procent z tych środków jest przeznaczony na spłatę zobowiązań. Warto zaznaczyć, że w żużlu i w ogóle w sporcie nie ma nic pewnego. Dzisiaj kluby zakładają odpowiednią frekwencję w sezonie i wpływy z tego tytułu do budżetu. Podpisują w ten sposób pewną deklarację i zaciągają dług. W tym wszystkim chodzi jednak o to, aby ten deficyt się nie powiększał. Jeżeli się powiększa, to znaczy, że gospodarka finansowa klubu nie jest właściwa, a prezesom brakuje zdrowego rozsądku. A to coś, czego nie da się zapisać w żadnym regulaminie.

Rozmawiał Damian Gapiński

Źródło artykułu: