Absolutna deklasacja. Wicemistrz po raz drugi na deskach

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Adam Warżawa / Zawodnik Śląska Wrocław Jakub Nizioł (C) podczas drugiego meczu półfinałowego koszykarzy z Treflem Sopot
PAP / Adam Warżawa / Zawodnik Śląska Wrocław Jakub Nizioł (C) podczas drugiego meczu półfinałowego koszykarzy z Treflem Sopot
zdjęcie autora artykułu

Druga oraz trzecia kwarta zadecydowały o tym, że po dwóch meczach w półfinale Orlen Basket Ligi pomiędzy Treflem a WKS Śląskiem jest już 2-0 dla sopocian. Wspomniany fragment gospodarze wygrali 53:22, a w całym meczu zwyciężyli 88:70.

Jeśli drugie mecze w seriach są zazwyczaj sprawdzianem przede wszystkim dla przegranych na otwarcie rywalizacji, to WKS Śląsk Wrocław egzaminu nie zdał, bowiem nie wyciągnął żadnych wniosków z porażki sprzed dwóch dni. Za to Trefl, po wygranej w niedzielę 78:54, we wtorek triumfował 88:70, ale końcowy wynik nieco zaburza obraz całego starcia, w którym sopocianie prowadzili już nawet różnicą 28 punktów.

Choć początek był w wykonaniu podopiecznych Miodraga Rajkovicia bardzo obiecujący (WKS Śląsk prowadził po dziesięciu minutach 21:17), to druga kwarta przebiegała już pod dyktando gospodarzy. Zawodnicy Trefla opanowali sytuację na parkiecie, a z kolei mocny początek trzeciej kwarty w wykonaniu sopocian sprawił, że ci odskoszyli nawet na 19 "oczek". Gdy bowiem celną trójką popisał się Benedek Varadi, na tablicy było już 52:33.

Głównym problemem wrocławian był brak skuteczności w rzutach z dystansu. W połowie trzeciej kwarty goście mieli w tym elemencie zaledwie 2/17, a zawodnicy trenera Żana Tabaka 7/14, gdy z narożnika trafił Auston Barnes. W 25. minucie spotkania prowadzenie miejscowych wzrostło więc do aż 22 punktów i wicemistrzowie Polski znaleźli się w bardzo poważnych tarapatach.

ZOBACZ WIDEO: Korzeniowski nie może tylko odcinać kuponów. "Pracuję, aby utrzymywać rodzinę"

Miodrag Rajović zdecydował się jednak poprosić o czas dopiero wówczas, gdy Trefl prowadził już 63:38 (w trzeciej kwarcie było wtedy 19:5). Wydaje się więc, że ten pierwszy timeout szkoleniowca wrocławian w drugiej połowie nastapił zbyt późno, gdy rywale odjechali już znacznie. Ostatecznie po trzydziestu minutach było aż 70:43, zatem gospodarze mieli olbrzymi komfort przed ostatnią częścią gry.

O przewadze Trefla w tym meczu najlepiej świadczyć może fakt, że w końcówce trener Tabak dał nawet szanse swoim najgłębszym rezerwowym, a więc Filipowi Gurtatowskiemu oraz Miłoszowi Toczkowi. Po drugiej stronie z kolei kilka minut na zaprezentowanie się dostali Kuba Piśla oraz Oskar Hlebowicki.

Najlepszym strzelcem po stronie zwycięzców był Aaron Best (18 "oczek"), ale warto odnotować, że sześciu koszykarzy Trefla miało 8 lub więcej punktów, a kolejnych dwóch - Auston Barnes i Mikołaj Witliński - zapisało na swoim koncie po 6 pkt. Zdobycze w Śląsku nie wyglądają w ostateczności źle, ale to wszystko dzięki skutecznej czwartej kwarcie, w której goście zdobyli 27 punktów, podczas gdy w drugiej i trzeciej łącznie uzbierali ich tylko 22.

Teraz rywalizacja przenosi się do Wrocławia. Mecz nr 3 w tej parze odbędzie się w najbliższą sobotę o 15:00 w Hali Stulecia.

Trefl Sopot - WKS Śląsk Wrocław 88:70 (17:21, 27:12, 26:10, 18:27)

Trefl: Aaron Best 18, Jarosław Zyskowski 14, Andy Van Vliet 11, Geoffrey Groselle 10, Jakub Schenk 9, Benedek Varadi 8, Auston Barnes 6, Mikołaj Witliński 6, Filip Gurtatowski 3, Paul Scruggs 3, Jakub Musiał 0, Miłosz Toczek 0.

WKS Śląsk: Hassani Gravett 13, Angel Nunez 13, Marek Klassen 11, Dusan Miletić 10, Saulius Kulvietis 7, Daniel Gołębiowski 6, Łukasz Kolenda 4, Jakub Nizioł 2, Artsiom Parakhouski 2, Kuba Piśla 2, Oskar Hlebowicki 0.

Stan rywalizacji do trzech zwycięstw: 2-0 dla Trefla Sopot

Czytaj także: King się bał, ale swoje zrobił. PGE Spójnia znowu potrzebuje cudu >>

Źródło artykułu: WP SportoweFakty